Spotyka Cię tylko to na co jesteś gotowy.
Usłyszałam to ostatnio na zajęciach od swojego wykładowcy. Niejednokrotnie pomiędzy wersami tematyki przedmiotu jaki prowadzi przemyca nam swoje myśli, porady i życiowe motta. Czasem mam wrażenie, że jest to miejsce i czas gdzie najwięcej dowiaduję się o życiu.
Wychodząc mam ochotę być lepsza, mam ochotę żyć w zgodzie ze sobą.
Opowiedział nam ostatnio historię o tym jak kiedyś miał ogromne długi. Nie potrafił z nich wyjść – co zarobił oddawał od razu na spłacenie pożyczek, ale i tak to nie wystarczało. Pewnego dnia jego przyjaciel powiedział mu:
spotyka cię tylko to na co jesteś gotowy.
Widocznie nie jesteś gotowy na wyjście z długów.
Mój wykładowca wstał rano następnego dnia, podszedł do lustra i powiedział – dosyć. Od dzisiaj nie jestem zadłużony.
Nie spadł na niego milion złotych z łazienkowego sufitu, ale za chwilę pojawiły się nowe i dobrze opłacane możliwości zawodowe. Po ośmiu miesiącach spłacił wszystko.
Wiecie co jest najtrudniejsze? Przyznanie się przed sobą i powiedzenie głośno dosyć. Użalanie się, marudzenie, narzekanie, zwalanie wszystkiego na los i okoliczności jest łatwe. Daje nam sporo bezpieczeństwa, nie wymaga opuszczania swojej strefy komfortu i jest ogromnym wygodnictwem. Wiem coś o tym, bo byłam tam. Mój proces przejrzenia się w lustrze i głośnego powiedzenia sobie dosyć trwał kilka miesięcy. Jednak nie okazał się niemożliwy. To była długa i wyboista droga. Bardzo ciężka, ale warta każdego potknięcia i kamyka.
Półtorej roku temu byłam kłębkiem nerwów, uzależnioną od psychotropów i antydepresantów dziewczynką która pomimo ogromnych możliwości była w stanie tylko i wyłącznie leżeć na podłodze i płakać. Okazuje się, że można z tego wyjść. Spotykało mnie wszystko co złe, bo nie tylko zwiastowałam to sobie, ale byłam na to gotowa.
Potrzeba było momentu granicznego i nabycia gotowości do zmiany.